MOJA MIŁOŚĆ DO WITRAŻY czyli… skąd wziął się tytuł „Tajemnica starego witraża”

adminBez kategoriiPozostaw komentarz

Witraże podobały mi się od zawsze. Nie kojarzę początku tej fascynacji. Już w dzieciństwie pamiętam miejsca, do których chodziłam wyłącznie dla witrażowego światła. Uwielbiałam patrzeć na świetlne macki, które przechodząc przez witraż, zmieniały zwykły świat na wielobarwny. W świetle witraży widziałam rzeczy, których inni chyba nie zauważali. Tak myślę, bo inaczej równie zakręconych, byłoby znacznie więcej.

Witraże sprawiały, że ożywała moja wyobraźnie… czasem nawet trochę za bardzo i godzinami układałam historie toczące się w barwnym świetle magicznego szkła. Budziłam się czasem z zamyślenia… albo budziło mnie namolne pytanie nauczyciela… „może Ewa nam powie?”. Ewa rzecz jasna, nie miała pojęcia o czym mowa. Jednak kiedy już zajarzyłam i zaczęłam opowiadać… zawsze wybrnęłam. Ja lubiłam opowiadać, a inni mnie słuchać. Tak myślę, skoro mi nie przerywali. Dobry układ. No, chyba że bali się „dopytki”? Wtedy lepiej  nie rzucać się w oczy nauczyciela… albo jego uszy. Tak wspominam nauczycielkę języka polskiego ze średniej szkoły… cudowna kobieta. Może to był już początek? Może.

Jednak olśnienia doznałam na tej nieszczęsnej Warmii, co to przykleiły się do niej Mazury. Tam uległam oczarowaniu. W pewnym domu znalazłam mnóstwo witraży… i to jeden piękniejszy od drugiego. O mało się nie rozchorowałam. Zrobiłam im kilka zdjęć i potem co chwilę na nie spoglądałam. Były fascynujące i tajemnicze. I kiedy do tej fascynacji dołączyła stara szafa (może to nawet była zmowa)… historia sama mi się ulęgła. Oczywiście witraż musiał odegrać główną rolę. Jakże by inaczej? I to wszystko. Witraże są obecne w moim życiu na co dzień. Próbowałam zastąpić je malunkami na szkle. Ale to jednak nie to samo. Teraz nauczę się je robić. Bo niby, czemu nie? Skoro inni potrafią, to ja też!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *